Rozrywka
- 21 września 2007
- wyświetleń: 20384
Góral niskopienny - o kim mowa?
- Mieszkam w Czechowicach-Dziedzicach na Podbeskidziu. Mówię o sobie: góral niskopienny. To niezwykłe miejsce. Zjeździłem kawał świata, ale Czechowice zawsze będą dla mnie miejscem magicznym. Niby krajobraz tu przemysłowy, a już jesteśmy w górach.
Kto zgadnie o kogo chodzi? - ok podpowiadamy - tak o sobie mówi Stachursky. Powyższa wypowiedź pochodzi z wywiadu, który ukazał się w Super Expressie, z cyklu: "Pochodzą z małych miejscowości i są z tego dumni". Poniżej publikujemy fragmenty tej rozmowy. Zapraszamy do lektury.
- Zrezygnowałeś z występów w "Tańcu z gwiazdami" z powodu kontuzji stóp. Ciągle bolą?
- Już trochę mniej. Podczas treningów ból był bardzo dotkliwy. Miałem problemy z utrzymaniem równowagi. To taka bolesna dolegliwość w obydwu stopach, którą czasami w przeszłości przerabiałem. Najczęściej podczas różnych uroczystości rozrywkowych typu wesela, zabawy. Starałem się wtedy wytrwać...
- Byłeś u lekarza?
- Wtedy nie. Dopiero teraz się zdecydowałem. Zbadali, prześwietlili. Dodatkowo mam proces zapalny i wysięki w stopach. Czekają mnie kolejne konsultacje.
- Trenowałeś piłkę nożną w klubie Walcownia w swoich rodzinnych Czechowicach. Byłeś trampkarzem. Może początków dzisiejszych kłopotów ze zdrowiem tam właśnie trzeba szukać?
- Trenowałem przez cztery lata. Były różne kontuzje. Nie leczyłem ich. Teraz kilka rzeczy spróbujemy korygować.
- A miało być tak wspaniale. Tysiące sprzedanych płyt, milionowe dochody... Według wróżki dobra passa miała towarzyszyć ci do 2026 roku. Wróżka nie przewidziała choroby?
- Nadal jest wspaniale. Dzięki występowi w "Tańcu..." moja choroba się ujawniła. Gdyby nie te taneczne treningi, to dalej bagatelizowałbym bolące nogi, a na starość oglądałbym świat z perspektywy inwalidzkiego wózka.
- Mówisz o sobie: chłopak z prowincji. Skąd wziąłeś się w "Tańcu z gwiazdami"?
- Mieszkam w Czechowicach-Dziedzicach na Podbeskidziu. Mówię o sobie: góral niskopienny. To niezwykłe miejsce. Zjeździłem kawał świata, ale Czechowice zawsze będą dla mnie miejscem magicznym. Niby krajobraz tu przemysłowy, a już jesteśmy w górach.
Nic dziwnego, że do Warszawy wpadam rzadko. Ale gdy już zaproszono mnie do "Tańca z gwiazdami", to nie wahałem się, czy w to wejść. Tak, chciałem spróbować. Z treningu na trening coraz bardziej mi się podobało, no i potrzebowałem bodźca, żeby zabrać się za siebie. Sukcesy i życie bez stresu spowodowały, że jako człowiek po czterdziestce zaniedbałem się...
- O wagę chodzi?
- Tak. Zdecydowanie byłem i jeszcze jestem za gruby.
- Zawsze stałeś z boku, nie pchałeś się na afisz, a teraz cała Polska mówi o tobie. Co na to twoje fanki?
- Zawsze był głód Stachurskiego. "Wszyscy są, a ciebie w telewizji nie ma" - pisali do mnie ludzie. Dałem swojej publiczności sygnały, że zmieniam się i że za jakiś czas nagram nową płytę, która może ich zaskoczyć. Moim idolem jest Rod Steward. Od lat nie wydał płyty z własnymi utworami, a ma się świetnie...
- ...i po raz trzeci się ożenił. Jego żona jest prawie dwa razy młodsza od niego. Też zmieniasz kobiety na młodsze?
- Jestem tradycjonalistą. Od lat mam jedną, jedyną, kochaną żonę.
- Czegoś nie rozumiem. Odszedłeś z "Tańca z gwiazdami", wszyscy płaczą nad twoim zdrowiem, a do Gniezna na konwencję PO w miniony weekend pojechałeś? Donald Tusk cię znieczulił i przestało boleć?
- (Uśmiech). Może to trudno zauważyć, ale jest drobna różnica między tańcem a śpiewem. W Gnieźnie tylko śpiewałem. Z Platformą lubimy się i na ten występ byliśmy umówieni już dawno. Krytyką się nie przejmuję. Są tacy ludzie, że nawet gdyby noga mi odpadła, to i tak nie uwierzą, że bolało.
- Pomogłeś Platformie?
- Czas pokaże. Kiedyś wspierałem kampanię wyborczą Hanny Gronkiewicz-Waltz. Wygrała. Mam nadzieję, że tym razem znów będę miał szczęśliwą rękę.
- Twój tata pracował w kopalni, a tobie chleb przychodzi łatwiej. Za koncert bierzesz 40 tys. złotych. Czy to prawda, że w wakacje zarobiłeś milion złotych?
- To przesada, bo na mój występ pracuje sztab ludzi i muszę się z nimi dzielić. Moje życie przypomina życie taty. On po powrocie z kopalni grał na perkusji w dobrych restauracjach, w rozchwytywanym zespole. Żyło nam się odrobinę lepiej. Pamiętam, że kiedyś ojciec miał nawet występ w telewizji w programie Ireny Dziedzic i czatowałem przed telewizorem.
- Niedawno rozmawiałem z braćmi Cugowskimi. Przyznali się, że kiedyś zagrali po kielichu. Tobie też zdarzają się koncerty na gazie?
- Wielu uważa, że co drugi występ śpiewam nawalony. "Dlatego śpiewał na siedząco i dlatego nie bisował, tylko od razu wyjechał". Nie ma takiej możliwości. Nie pijam w miejscach publicznych, chyba że to będzie toast w Pałacu Prezydenckim.
- A bywasz tam?
- Nie.
- Zrezygnowałeś z występów w "Tańcu z gwiazdami" z powodu kontuzji stóp. Ciągle bolą?
- Już trochę mniej. Podczas treningów ból był bardzo dotkliwy. Miałem problemy z utrzymaniem równowagi. To taka bolesna dolegliwość w obydwu stopach, którą czasami w przeszłości przerabiałem. Najczęściej podczas różnych uroczystości rozrywkowych typu wesela, zabawy. Starałem się wtedy wytrwać...
- Byłeś u lekarza?
- Wtedy nie. Dopiero teraz się zdecydowałem. Zbadali, prześwietlili. Dodatkowo mam proces zapalny i wysięki w stopach. Czekają mnie kolejne konsultacje.
- Trenowałeś piłkę nożną w klubie Walcownia w swoich rodzinnych Czechowicach. Byłeś trampkarzem. Może początków dzisiejszych kłopotów ze zdrowiem tam właśnie trzeba szukać?
- Trenowałem przez cztery lata. Były różne kontuzje. Nie leczyłem ich. Teraz kilka rzeczy spróbujemy korygować.
- A miało być tak wspaniale. Tysiące sprzedanych płyt, milionowe dochody... Według wróżki dobra passa miała towarzyszyć ci do 2026 roku. Wróżka nie przewidziała choroby?
- Nadal jest wspaniale. Dzięki występowi w "Tańcu..." moja choroba się ujawniła. Gdyby nie te taneczne treningi, to dalej bagatelizowałbym bolące nogi, a na starość oglądałbym świat z perspektywy inwalidzkiego wózka.
- Mówisz o sobie: chłopak z prowincji. Skąd wziąłeś się w "Tańcu z gwiazdami"?
- Mieszkam w Czechowicach-Dziedzicach na Podbeskidziu. Mówię o sobie: góral niskopienny. To niezwykłe miejsce. Zjeździłem kawał świata, ale Czechowice zawsze będą dla mnie miejscem magicznym. Niby krajobraz tu przemysłowy, a już jesteśmy w górach.
Nic dziwnego, że do Warszawy wpadam rzadko. Ale gdy już zaproszono mnie do "Tańca z gwiazdami", to nie wahałem się, czy w to wejść. Tak, chciałem spróbować. Z treningu na trening coraz bardziej mi się podobało, no i potrzebowałem bodźca, żeby zabrać się za siebie. Sukcesy i życie bez stresu spowodowały, że jako człowiek po czterdziestce zaniedbałem się...
- O wagę chodzi?
- Tak. Zdecydowanie byłem i jeszcze jestem za gruby.
- Zawsze stałeś z boku, nie pchałeś się na afisz, a teraz cała Polska mówi o tobie. Co na to twoje fanki?
- Zawsze był głód Stachurskiego. "Wszyscy są, a ciebie w telewizji nie ma" - pisali do mnie ludzie. Dałem swojej publiczności sygnały, że zmieniam się i że za jakiś czas nagram nową płytę, która może ich zaskoczyć. Moim idolem jest Rod Steward. Od lat nie wydał płyty z własnymi utworami, a ma się świetnie...
- ...i po raz trzeci się ożenił. Jego żona jest prawie dwa razy młodsza od niego. Też zmieniasz kobiety na młodsze?
- Jestem tradycjonalistą. Od lat mam jedną, jedyną, kochaną żonę.
- Czegoś nie rozumiem. Odszedłeś z "Tańca z gwiazdami", wszyscy płaczą nad twoim zdrowiem, a do Gniezna na konwencję PO w miniony weekend pojechałeś? Donald Tusk cię znieczulił i przestało boleć?
- (Uśmiech). Może to trudno zauważyć, ale jest drobna różnica między tańcem a śpiewem. W Gnieźnie tylko śpiewałem. Z Platformą lubimy się i na ten występ byliśmy umówieni już dawno. Krytyką się nie przejmuję. Są tacy ludzie, że nawet gdyby noga mi odpadła, to i tak nie uwierzą, że bolało.
- Pomogłeś Platformie?
- Czas pokaże. Kiedyś wspierałem kampanię wyborczą Hanny Gronkiewicz-Waltz. Wygrała. Mam nadzieję, że tym razem znów będę miał szczęśliwą rękę.
- Twój tata pracował w kopalni, a tobie chleb przychodzi łatwiej. Za koncert bierzesz 40 tys. złotych. Czy to prawda, że w wakacje zarobiłeś milion złotych?
- To przesada, bo na mój występ pracuje sztab ludzi i muszę się z nimi dzielić. Moje życie przypomina życie taty. On po powrocie z kopalni grał na perkusji w dobrych restauracjach, w rozchwytywanym zespole. Żyło nam się odrobinę lepiej. Pamiętam, że kiedyś ojciec miał nawet występ w telewizji w programie Ireny Dziedzic i czatowałem przed telewizorem.
- Niedawno rozmawiałem z braćmi Cugowskimi. Przyznali się, że kiedyś zagrali po kielichu. Tobie też zdarzają się koncerty na gazie?
- Wielu uważa, że co drugi występ śpiewam nawalony. "Dlatego śpiewał na siedząco i dlatego nie bisował, tylko od razu wyjechał". Nie ma takiej możliwości. Nie pijam w miejscach publicznych, chyba że to będzie toast w Pałacu Prezydenckim.
- A bywasz tam?
- Nie.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.