Gorące tematy
- 12 marca 2011
- wyświetleń: 5243
Mieszkaniec "zesłany" na Sybir
Mieszkaniec bloku przy ulicy Łukasiewicza 22, budynku znanego powszechnie jako "Sybir", nie może wytrzymać już w warunkach, w jakich przyszło mu żyć. Odpadające tynki ze ścian, grzyb i nieciekawe towarzystwo spędzają mu sen z powiek.
- Jak się tutaj przeprowadzałem, wyglądało to zupełnie inaczej - mówi, spoglądając ze smutkiem na ruinę. Opowiada, że gdy kilkanaście lat temu przechodził na rentę, miał mieszkać w innym miejscu, ale w rezultacie skierowano go na Łukasiewicza. Nie było go stać na inne mieszkanie, więc został. Ale czasy były inne i, jak twierdzi, ludzie też jakoś bardziej dbali.
- Gdy budynek należał do rafinerii, wyglądało to elegancko. Pamiętam, bo odwiedzałem wtedy tutaj mojego kolegę - wspomina czechowiczanin. Gdy wprowadzał się na Łukasiewicza, nie wyglądało to już dobrze. - W kuchni nie było prawie wcale tynków, rozsypywał się piec kaflowy. Nie było instalacji wodnej, jedynie elektryczna. I tylko jedna łazienka na piętrze - wylicza.
Mieszkaniec postanowił odremontować swoje liczące blisko 40 metrów kw. pomieszczenie. - Była u mnie komisja z Czechowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej i odnotowała, co należy zrobić. Wykonałem remont za prawie 9 tys. złotych z własnej kieszeni. Z jednego dużego pokoju zrobiłem dwa mniejsze, naprawiłem okna. Obiecano mi, że gdy będę miał wszystkie rachunki, otrzymam zwrot pieniędzy. Ale gdy poszedłem do spółdzielni, usłyszałem, że nie mam tego na piśmie i nie dostałem ani grosza - opowiada. Mówi, że jego remonty niewiele dadzą, jeśli o cały budynek nikt nie zadba. - Nie ma w nim wentylacji, a to jest niebezpieczne. Czy trzeba czekać aż coś się stanie? - pyta. Zwraca uwagę także na opłakany stan okien rodem z lat osiemdziesiątych i na to, jak prezentuje się plac. - Przed budynkiem jest kraina wielkich jezior. Jak to wygląda? Wysypywanie szlaki nic nie daje, bo za chwilę znowu jest to samo - stwierdza. Zastanawia się, dlaczego spółdzielnia nie dba o swoje mienie.
- Gdy budynek należał do rafinerii, wyglądało to elegancko. Pamiętam, bo odwiedzałem wtedy tutaj mojego kolegę - wspomina czechowiczanin. Gdy wprowadzał się na Łukasiewicza, nie wyglądało to już dobrze. - W kuchni nie było prawie wcale tynków, rozsypywał się piec kaflowy. Nie było instalacji wodnej, jedynie elektryczna. I tylko jedna łazienka na piętrze - wylicza.
Mieszkaniec postanowił odremontować swoje liczące blisko 40 metrów kw. pomieszczenie. - Była u mnie komisja z Czechowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej i odnotowała, co należy zrobić. Wykonałem remont za prawie 9 tys. złotych z własnej kieszeni. Z jednego dużego pokoju zrobiłem dwa mniejsze, naprawiłem okna. Obiecano mi, że gdy będę miał wszystkie rachunki, otrzymam zwrot pieniędzy. Ale gdy poszedłem do spółdzielni, usłyszałem, że nie mam tego na piśmie i nie dostałem ani grosza - opowiada. Mówi, że jego remonty niewiele dadzą, jeśli o cały budynek nikt nie zadba. - Nie ma w nim wentylacji, a to jest niebezpieczne. Czy trzeba czekać aż coś się stanie? - pyta. Zwraca uwagę także na opłakany stan okien rodem z lat osiemdziesiątych i na to, jak prezentuje się plac. - Przed budynkiem jest kraina wielkich jezior. Jak to wygląda? Wysypywanie szlaki nic nie daje, bo za chwilę znowu jest to samo - stwierdza. Zastanawia się, dlaczego spółdzielnia nie dba o swoje mienie.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.